sobota, 30 kwietnia 2011

Faberge eggs


Obecnie w Muzeach Watykańskich trwa wystawa pokazująca produkcje Carla  Faberge, który to tworzył arcydzieła sztuki jubilerskiej i dekoracyjnej dla rosyjskiej rodziny carskiej na przełomie XIX i XX wieku. Wystawa oferuje wyjątkowe a jednocześnie szerokie spojrzenie na najbardziej reprezentatywne i zachwycające dzieła Carla Faberge z dziedziny biżuterii oraz zdobnictwa srebra i kamieni.

Firma Faberge założona w Sant Petersburgu w 1842 roku wyprodukowała cały arras arcydzieł od unikatowych dzieł stworzonych na specjalne potrzeby rodziny carskiej, monarchów Europy oraz Bliskiego i Dalekiego Wschodu do masowej produkcji przedmiotów, które zaspakajały potrzeby społeczeństwa tamtych czasów, były wśród nich przedmioty dekoracyjne, kamienne rzeźby oraz srebrna zastawa. Carl Faberge został głową rodzinnej firmy w 1872 roku i wśród jego osiągnięć były jajka Wielkanocne, które zawierały niespodzianki dostosowane do zamówień cara Aleksandra III i Mikołaja II, ostatnich z Romanowów.









Kolekcja, która jest obecnie wystawiana w Watykanie jest drugą co do wielkości kolekcją Faberge na świecie tuż po kolekcjii  Rosyjskiego Narodowego Skarbcu na Kremlu w Moskwie. Ma też swoje niezaprzeczalne perełki, takie jak pierwsze jajko Faberge, które zapoczątkowało kolekcję jajek Wielkanocnych. Zostało ono stworzone w 1885 roku na zamówienie cara Aleksandra III jako prezent narzeczeński dla przyszłej cesarzowej Marii Fedorowny. Caryca tak bardzo była zakochana w białym emaliowanym jajku zawierającym złotą kurkę w środku, że owo zamówienie od tamtej pory stało się tradycją. Każdego roku Carl Faberge przedstawiał w pałacu carskim kolejne jajko nigdy nie przestając zaskakiwać swoim nowatorstwem i pomysłowością, oryginalną kompozycją i doskonałym kunsztem jubilerskim. Praca nad każdym arcydziełem trwała rok i zaczynała się tuż zaraz po Wielkanocy. Kolejne jajko było gotowe na Wielki tydzień roku następnego, kiedy to Carl Faberge osobiście dostarczał je carowi, który z kolei wręczał je jako prezent swojej żonie w Wielkanoc.

Po śmierci Aleksandra III, podczas panowania jego syna Mikołaja II, mistrzowie w pracowni Faberge zaczęli wykonywać dwa jajka każdego roku, jedno dla Marii Fedorowny, drugie dla żony cara Mikołaja II Aleksandry Fedorowny.

Oprócz jajek Wielkanocnych na wystawie można zobaczyć mistrzowsko wykonane i przepięknie zdobione zegary, wysadzane kamieniami ramki na zdjęcia oraz bogato zdobione ikony.

wtorek, 12 kwietnia 2011

plaża

Już drugi tydzień jest bardzo ciepło w Rzymie, nawet za ciepło, około 23-25 stopni i non stop słonecznie. Ale mimo tak pięknej aury zdziwiły mnie tłumy ludzi  na plaży w Ostii w miniony weekend. Nawet kiedy jest TAK ciepło raczej nie jest rzeczą normalną zobaczyć Włochów opalających się na piasku w... kwietniu (turystów to  nawet w styczniu  można zobaczyć na plaży a także w wodzie, brrr). Dzisiaj zatem sama wybrałam się na pierwsze tegoroczne plażowanie. Trochę wiało a ja, mając często kłopoty z gardłem i strunami głosowymi, leżałam na kocyku w stroju bikini i z szyja owiniętą szaliczkiem. Ale słoneczko grzało pięknie, nawet chwilami przypiekało, na szczęście ja się już wczoraj przygotowałam zaopatrując się z spray do opalania z filtrem nr20 i po raz pierwszy od baaaaardzo długiego czasu od tego mojego wystawienia na słońce pupy nie spiekłam.

niedziela, 10 kwietnia 2011

włoska szkoła


Kiedy moje dziecko pierwszy raz poszło do tutejszej zerówki w szkole publicznej (scuola statale) usłyszałam po kilku dniach do jednej z nauczycielek, iż moje pięcioletnie prawie dziecko nie mówi wcale po włosku (co oczywiście nie było prawdą, poprzedni rok uczęszczał do włoskiego przedszkola prywatnego, w którym panie nauczycielki dołożyły wszelkich starań, by moje dziecko zaczęło mówić po włosku, i zaczęło bez żadnych problemów po dwóch miesiącach pobytu w przedszkolu) i ja jako jego matka powinnam z dzieckiem moim w domu rozmawiać po … włosku. Nie zabrzmiało to jako zalecenie czy dobra rada ale wręcz jako  nakaz! A u mnie, w buntowniku oraz lingwiście od razu zabulgotała krew i tylko moja słaba wówczas znajomość włoskiego powstrzymała mnie od wyłożenia tej pani dla mnie prawdy oczywistej, iż nawet jeśli chciałabym używać w domu pięciu różnych języków, w tym chińskiego, tej pani nic do tego w jakim z nich rozmawiam z dzieckiem i jakiego języka lub języków go uczę. Poza tym chciałam również oświecić ją, iż mój włoski nie urasta do poziomu jej włoskiego w związku z tym po to wysyłam moje dziecko do szkoły, w której ona uczy aby miała pracę.
Po tym jak krew przestała mi wrzeć w żyłach mąż mój postanowił pani tej wytłumaczyć o co chodzi i przestała nam truć, iż dziecko nasze nie znając języka włoskiego nie będzie mógł pójść do pierwszej klasy i takie tam podobne dyrdymały. Po tygodniu zachodzę po dziecko do szkoły i ta sama pani mówi mi „parla l’italiano” czyli „jednak mówi po włosku” a ja sobie pomyślałam, że przecież ja to wiem i nie było żadnych powodów do paniki, dziecko moje jedynie miało długie wakacje, podczas których mało mówiło po włosku i potrzebowało trochę czasu, żeby znowu „zaskoczyć” na włoski.
Minął tak spokojnie czas do końca stycznia. W lutym odbyło się zebranie rodziców, takie mniej więcej po pierwszym półroczu, aby rodziców poinformować o postępach ich pociech. I na owym spotkaniu dowiaduję się jakie to wspaniałe postępy poczyniło moje dziecko, jako jedno z dwójki dzieci nauczyło się czytać i pisać po włosku, uzupełniło już cała książkę przewidzianą na rok pracy (czyli do początku czerwca) i pomaga innym dzieciom pisać literki, których one jeszcze nie skończyły.
Tak właśnie radziło sobie dziecko, które nie mówiło po włosku.

dziwadła włoskie

Wpadł mi właśnie w oko ciekawy artykuł w jednej z francuskich gazet o Polsce i w niej istniejących absurdach. Nie dziwi mnie, iż obcokrajowcy dostrzegają rzeczy, które nas nie dziwią. Mnie, obcokrajowcowi w Italii też wiele rzeczy dziwi i szokuje. Dziwi mnie brak pośpiechu, do którego się już przyzwyczaiłam, gdyż inaczej nie da się tu funkcjonować. Dziwi mnie, iż Włoch zapytany o drogę szybciej wymyśli jak się gdzieś dostać niż przyzna, że nie wie. Dziwi mnie parkowanie na drugiego albo i trzeciego a jeszcze bardziej to, iż większość osób wokół nawet to jakoś dość spokojnie przyjmuje i jedynie trąbi, by przeszkoda zjechała na bok, i cierpliwie czeka. Dziwi mnie, iż spóźnia się każdy i jest to normalne, biura pozwalają swoim pracownikom stawiać się w pracy między godziną 9 a 10 a nie na 9.30, ważne, by podbić pass przy wejściu i wyjściu i odsiedzieć 8 godzin. Dziwi mnie, kiedy rano panów policjantów zamiast pracujących lub przynajmniej udających, że pracują widzę z nosami w gazetach pochłoniętych poranna prasówką. Dziwi mnie kiedy widzę na środku skrzyżowania wielką śródziemnomorską sosnę i na jej pniu znak "nakaz jazdy z prawej lub lewej strony". Dziwi mnie że w szkołach uczniowie nie mają wcale wychowania fizycznego natomiast za piłką nożną gania każdy.
Dużo jest jeszcze takich różnych rzeczy, które mnie dziwią i o których zapewne będę pisać.

środa, 6 kwietnia 2011

pasta al ragu


Wczoraj  i dzisiaj mam fazę na gotowanie, znowu przysmaki włoskie bo to łatwo i szybko. Dawno nie było pasty al ragu.

Pasta al ragu
2 łyżki oliwy z oliwek
1 ząbek czosnku
0,5 kg mięsa drobno mielonego wieprzowego
0,5 l przecieru pomidorowego (nie koncentratu) lub pomidory w puszce bez skóry
sól
bazylia najlepiej świeża
starty parmezan lub pecorino romano
300 g makaronu najlepiej świderki lub piórka

Do garnuszka wlać oliwę i dodać przepuszczony przez praskę czosnek. Na niedużym ogniu odrobinę podsmażyć by wydobyć zapach czosnku. Dodać mięso mielone i gotować na niedużym ogniu ciągle mieszając  aż przestanie być surowe. Dodać sól i przecier pomidorowy. Dobrze wymieszać, zagotować i pozostawić na małym ogniu na ok.46/60 minut aby się gotowało. Pod koniec gotowania dodać świeże listki bazylii i zdjąć z ognia. Ugotować makaron al dente według przepisu  na opakowaniu. Podawać makaron z sosem posypanym parmezanem lub pecorino.

Buon appetito

wtorek, 5 kwietnia 2011

spacer nad morzem

Spacer nad morzem... dodaje mi siły, odpręża i relaksuje. Dzisiaj ten spacer postawił mnie na nogi. Słońce odbijało się po delikatnie pofałdowanej powierzchni wody, drobniutkie, pomarszczone fale, ich delikatnie spienione wierzchy i cichutki szum. To ciepłe śródziemnomorskie słońce daje mi nową energię, radość i optymizm.

Jak co dzień wiele osób wkoło, spacerujących, biegających, jeżdżących na rowerach i rolkach i... siedzących w samochodach przy odkręconym oknie z nosem w gazecie. Biegające psy, pokrzykujące dzieci i ich mamy, przejeżdżające wokół samochody. I ja przechadzająca się tam i z powrotem wzdłuż brzegu ciesząca się z tego słońca i morza.

niedziela, 3 kwietnia 2011

Positano


Pizza…mmmmm palce lizać. Koło domu mamy prawdziwy raj- pizzeria napoletana, według Włochów, a oni na pizzy się znają, najlepsza pizza w całym kraju. A języka nie strzępią skoro pizza napoletana została przez unię obdarzona znakiem jakości i unikalności (tak jak inne włoskie przysmaki np. szynka parmeńska czy mozarella albo też polski oscypek). 





Pizza napoletana ma ciasto dosyć miękkie, nie takie jak pizza Romana gdzie ciasto raczej jak maca. Dodatki mogą być różne, typowe to oczywiście z Campanii mozarella di buffala, która ma specyficzny zapach… krowiego łajna ale jak się zapach zignoruje, pyszności. Oprócz mozarelli może być szynka (prosciutto), lub kiełbaski (salsiccia), grzyby (funghi), pomidory przeróżnych gatunków, różne sery i warzywa. Żadnego ketchupu, ketchup to pewnie jakiś amerykanizm.
Pizzeria Positano, w której jem moją ulubioną pizzę Caprera, wygląda dość osobliwie, przypomina raczej wyglądem jakąś zabitą deskami wioskę w dzikiej Campanii, gdzie nad głowami wiszą galoty i skarpety. Ale na ścianach widać mnóstwo dyplomów i nagród, a przy piecu, oczywiście opalanym drzewem, wielokrotny mistrz Italii i wicemistrz świata w robieniu pizzy.

A na koniec, po posiłku podają różne nalewki, jakiś czas temu serwowali pyszne meloncello, czyli nalewka z melona koloru wędzonego łososia i o smaku i zapachy świeżych melonów. Dziś, oprócz tradycyjnego limoncello czyli nalewki cytrynowej i amaro czyli nalewki ziołowej, podawali melacello - nalewkę z jabłek. Szkoda tylko że to mocne i nie da się dużo wypić.

sobota, 2 kwietnia 2011

jak się mówi po włosku


Włoch może mówić wiele albo niewiele, ale z pewnością wiele mówią jego ręce.  Warto zobaczyć film z Julią Robert „Eat, Pray, Love” (Jedz, módl się, kochaj) albo choćby tylko jego kawałek, dokładnie ten o Rzymie. Otóż jest tam scena kiedy wszyscy siedzą w jakimś zakładzie fryzjerskim i fryzjer golibroda mówi „ l’italiano si parla con i gesti, con le mani” ( co oznacza “po włosku mówi się gestami, rękoma).

Podczas wojny Niemcy pojmali  Francuza, Rosjanina i Włocha i zaczęli każdego z nich po kolei przesłuchiwać. Francuz powiedział im wszystko, co chcieli wiedzieć, Rosjanin też a Włoch nie pisnął ani słowa. Po przesłuchaniach wsadzili ich wszystkich trzech do jednej celi i wtedy Francuz i Rosjanin pytają Włocha „jak ty to zrobiłeś, że nie powiedziałeś im ani słowa?” na co odpowiada Włoch „nie mogłem, miałem związane ręce”.